ZBIGNIEW OLSZEWSKI
Zbigniew Olszewski ur. w 1955r. w Świdniku. Grafik, uprawia grafikę warsztatową, rysunek, malarstwo olejne. Studiował na ASP w Warszawie w latach 1975-80, dyplom z wyróżnieniem w 1980r. w zakresie grafiki w pracowni prof. Andrzeja Rudzińskiego, aneks z malarstwa w pracowni prof. Eugeniusza Markowskiego.
Wystawy indywidualne:
Lublin 1984, Gorzów Wielkopolski 1986, Kraśnik 1991, Jarosław 1991, Lublin 1997, Lublin 2005.
Wystawy zbiorowe:
Radom 1980, Lublin 1981, Lublin 1985, Lublin 1986, Lublin 1988, Lublin 1992, Lublin 1993, Lublin 1995, Lublin 1997,
Lublin 1999, Lublin 2001, Lublin 2003, Kazimierz Dolny 1990, Kazimierz Dolny 2004, Hamburg 1995.
Wyróżnienia:
W Grafice Roku - Lublin 1981, Lublin 1985, Lublin 1988.
![]() |
---|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() o2.png |
![]() o1.png |
![]() |
![]() wystawa.png |
RECENZJE
"Siedzę przy ogromnym biurku założonym rysunkami przedstawiającymi przedziwne krajobrazy, na poły realne, na poły fantastyczne - nakładające się na siebie wielokrotnie formy, zbliżone w swoim kształcie do stożków, piramid, kopców, pomiędzy którymi leżą kamienie - wyoblone otoczaki, sennie wtopione w podłoże, a dla wzmocnienia nastroju tajemniczości - powiewają gdzieniegdzie postrzępione proporce czy chorągwie. Do takiego właśnie świata, pełnego niedopowiedzeń, ale i swego rodzaju aluzji, konkretu i symbolu zarazem, a na pewno własnych fascynacji i lęków, zaprasza nas Zbigniew Olszewski - artysta grafik, uprawiający obok linorytu i technik metalowych - głównie rysunek ołówkiem i malarstwo olejne.
Na pierwszy rzut oka odbiorca może odnieść wrażenie, że rysunki Olszewskiego przedstawiają krajobraz "księżycowy", a w każdym razie fantastyczny - wyjęty jakby z powieści fantasy, ale nie, gdyż wszystkie ulubione przez niego rekwizyty, takie jak: kamienie, wieże czy stożki, pojawiają się w ścisłym nawiązaniu do rzeczywistości. Dymiące kominy są na przykład rozpadającymi się kominami fabrycznymi, geometryczne budowle, z których wypadają cegły, poddają z kolei pod rozwagę zatrważającą szybkość procesu erozji i niszczenia, jakiemu ulega współcześnie wznoszona architektura. Olszewski ukazuje nam w ten sposób, że opuszczenie, bezradność i samotność spotykają w końcu XX wieku nie tylko ludzie, ale i tworzone przez nich elementy codziennej egzystencji. Ów przerażający w swej wymowie, ale prawdziwy jednocześnie proces destrukcji, samozagłady, starzenia się i rozpadu, spowodowany różnymi przyczynami - jest jedną z fascynacji Zbigniewa Olszewskiego, tak dobrze widoczną w jego twórczości. To wszystko, co rysuje, oddaje jego wewnętrzne nastroje, odczuwane zagrożenia i lęki, powiedzieć by można, tzw. końca wieku, ba - tysiąclecia! Artysta wszak, jako ten niezwykły "zjadacz chleba", o duszy bardziej wrażliwej - silniej niż każdy z nas ma świadomość końca czegoś starego, znanego i początku nowego. Szuka podsumowań, ale i inspiracji, pomysłów świeżych, jeszcze nie odkrytych, torów, którymi nikt jeszcze przed nim nie kroczył.
Olszewski wciąż poszukuje, próbuje odnaleźć sposób wypowiedzi na tyle dobry, by sprostał najostrzejszej krytyce, czyli wymogom samego twórcy. Jednym z wieloznacznych symboli, które pojawiają się w ostatnich pracach Olszewskiego, jest szuflada, nisza, wgłębienie, która bądź to pozostaje pusta, bądź też wypada z czegoś, bądź jeszcze kryje coś nieokreślonego w swoim wnętrzu. Szuflady te mają bardzo różne i dziwne uchwyty. Jedna z ostatnich prac przedstawia wielopiętrową wieżę, z powierzchni której wypada kilkadziesiąt szufladek - wydmuchiwanych jakby z jej wnętrza z wielkim impetem. Wieża ta wyrasta z ziemi i ginie w symbolicznej nieskończoności. Niektóre z szuflad już wypadły, pozostały po nich bowiem tylko puste nisze.
Autor nie ułatwia odbiorcy odczytania swoich prac, nie nadaje im z reguły tytułów. Gdy ma pomysł na rysunek, to siada i rysuje, czasami jedna sesja wystarczy, by skończyć podjęty temat, innym razem potrzebnych jest kilka. Rekwizyty występujące w jego rysunkach podpowiadają czasami konkretną interpretację, lecz autor nie chce jej narzucać bezwzględnie. Pozostawia odbiorcy dowolność skojarzeń i rozumienia sensu swoich prac.
Zazwyczaj nie wraca do realizowanych przez siebie tematów. Twierdzi, że: "Trzeba mieć wciąż nowe pomysły i poszukiwać najbardziej optymalnych form wyrazu dla nich".
Zadumany nad wieczną przemiennością świata, Olszewski najlepiej lubi tworzyć w zaciszu własnej pracowni, najczęściej, choć nie zawsze, przy dźwiękach ulubionej muzyki, w otoczeniu książek, do których chętnie powraca i stąd być może bierze swój początek narracja, tak często pojawiająca się zarówno w jego grafikach, rysunkach, jak i malarstwie.
Nie ma w tych pracach przypadkowości, wszystkie są bardzo przemyślane, istotną rolę odgrywa w nich szczegół. Miękki modelunek światłocieniowy, zrównoważona kompozycja, wielość planów i zróżnicowany walor - nadają im charakteru prac skończonych.
Zbigniew Olszewski to artysta wrażliwy na piękno natury - to piękno, którego nie da się wyrazić słowami, a które tak silnie oddziałuje na ludzką psychikę. Zachwyca go przyroda, dlatego też lubi wyjeżdżać na plenery i choć za samymi podróżami nie przepada, pasjonuje go poznawanie i odkrywanie nowych miejsc, budowli i zabytków.
Jednym z ulubionych rekwizytów artysty są kamienie, pojawiające się w jego rysunkach, grafikach i w malarstwie. Podziwia ich kształty, strukturę, rysuje z natury, chcąc jakby odkryć zawartą w nich tajemnicę.
Sam raczej zamknięty w sobie - nie lubi mówić o tym, co robi, a to, że tworzy, wydaje mu się być naturalne, bo wypływa z wewnętrznej chęci i bezwarunkowej potrzeby wypowiadania swoich odczuć, doznań i przeżyć - te smutne i nieprzyjemne, bo jak mawia sam artysta, radości są o wiele trudniej wyrażalne.
Zbigniew Olszewski, pozostając bardzo krytycznym wobec siebie samego, nie stroni bynajmniej od podziwu dla sztuki innych, np. Hieronima Boscha czy Piotra Bruegel'a Starszego. Zresztą dalekie echa ich twórczości pobrzmiewają w niektórych jego pracach. Ze współczesnych artystów ceni między innymi Zdzisława Beksińskiego i Zbyluta Hrzywacza.
Rysunki z lat 90-tych, posiadające jeszcze tytuły, np.: Wieża II, Akwedutky, czy Labirynt, dają odbiorcy świadectwo artystycznych poszukiwań, zmagań twórcy z własną wyobraźnią - jakże bogatą, stawiają także widza w środku symbolicznego labiryntu życia, którego ścieżki, acz poplątane - prowadzą do upragnionego przez człowieka wyjścia, czyli wolności. Dla artysty owa wolność polega na umiejętności szukania nowych dróg w ciemnościach świata. O tym właśnie, w moim odczuciu, mówią prace Zbigniewa Olszewskiego, pełne wysublimowanego nastroju i dystansu, tajemniczości i niedopowiedzenia, skrywające wreszcie pod postacią osobistych symboli i rekwizytów - oblicze samego ich twórcy."
"Realizm fantastyczny Zbigniewa Olszewskiego" - Agnieszka Kuśnierz, "Na przykład" 46/97
"W obrazach Zbigniewa Olszewskiego realność ponadrzeczywista, przerealniona, lub co może zdać się paradoksem odrzeczywistniona, staje się jedynym światem wszechpanowania materii samorodnej i samokształtującej się aż do osiągnięcia form przerażającyh doskonałością w jej banalności i bezfunkcjonalnej nieprzydatności. Ten wywołany z duchem surrealistycznym wizjom apokaliptycznych obrazów Końca, budzących grozę monstrualizacją mikroform przeobrażonych w samoistne stwory podporządkowujące sobie, a i współtworzące, te nadrealne przestworza strachu, Terror, zdolnej do samokreacji i do destrukcji, materii jest inferialnym motorem dynamiki owego imperium. Bezład i afunkcjonalność rekwizytów bezsensownego przeznaczenia pokazują obszary opuszczone, bez myśli porządkującej: przedmiot z wykreowaną mocą panowania destruuje wielki Ład i Porządek Rzeczy.
Chaos samoistnych i samostanowiących narzędzi niszczenia zdaje się przenosić te wizje w sferę profetycznego ostrzeżenia: oto walka światów niekoniecznie wyimaginowanych, sztucznych. Realność przedmiotów wyraźnie odcina się od nieokreśloności i abstrakcji, choć wykreowana wizyjność należdy do sfery psychologizowanej, zemocjonalizowanej imaginacji z obszarów pararealności.
Błęktiny tryptyk z jego fantastycznymi realiami jest jakimś pełnym straszydeł kredensem masywnie rzeczywistym i pozostającym poza rzeczywistością ciężarem sennej zmory w sferze błękitnochmurnych refleksów. Jakby jakaś mechaniczna wieża Babel, zatopiona wśród puzzlowatej pustyni, wraz z porzuconymi, a budzącymi grozę narzędziami militarnego unicestwienia, staje się cmentarzyskiem ludzkiego uzurpatorstwa wykształtowanym przezeń świecie przerażenia, cierpienia i śmierci. I choc nie widać tu człowieka, imperatyw determinacji miotających nim przeznaczeń w świecie wypuszczonych z zamkniętej ongiś puszki mitycznej Pandory straszliwych sił, wyraźnie adresuje te katastroficzne wizje sennych okropności: ten sen nie jest tylko snem."
Kazimierz Parafianowicz do wystawy w galerii POD PODŁOGĄ- Lublin 2005